Dziewczynki,
jeśli już roztrząsamy znaczenia słów (zabić czy złożyć w
ofierze?), to skupmy się przez chwilę na „feminizmie”. W końcu mamy założyć coś
na kształt bojowej organizacji
feministek!
Mit 1. Feminizm
jest wbrew naturze ludzkiej
Bzdura! Feministki nie zakładają, że Bóg się pomylił,
tworząc osoby różnej płci. Feministki nie zaprzeczają, że mężczyźni i kobiety
różnią się od siebie. Wręcz przeciwnie: feministki dostrzegają te różnice, ale
mimo tych różnic marzą o równych prawach dla wszystkich. Czy wiecie, że według
naszego prawa rodzinę sankcjonuje wyłącznie mężczyzna? Kodeks rodzinny mówi, że
ślub mogą wziąć tylko osoby dorosłe, ale "z ważnych powodów sąd opiekuńczy może zezwolić na zawarcie małżeństwa kobiecie, która ukończyła lat szesnaście".
Mężczyźnie nie. Czyli jeśli 16-latka zajdzie w ciążę z 18-latkiem, założą
rodzinę za zgodą sądu. Jeśli 18-latka zajdzie w ciążę z 16-latkiem, jej dziecko
urodzi się w rodzinie niepełnej. Ona, mimo że dorosła, że za chwilę zostanie
matką i będzie musiała wziąć odpowiedzialność za swoje dziecko, nie może wziąć
odpowiedzialności za całą rodzinę. Co tu natura ma do rzeczy?
Mit 2. Feminizm
zaprzecza prawdzie
Nikt prócz feministek nie uważa, że istnieją nierówności
wynikające z płci. Wszyscy przecież mogą wszystko, a do tego jeszcze kobiety
mają lepiej: mogą nie pracować (siedzieć sobie w domu z dziećmi?!), nie muszą
się bić i brać odpowiedzialności za swoje i cudze życie (!!!). Kobieta zawsze
do kogoś należy: najpierw nosi nazwisko ojca, potem męża. Jej dzieci, mimo że
je urodziła, nie będą nosiły jej nazwiska rodowego. Jeśli ma same siostry, mówi
się, że na nich kończy się ta gałąź rodziny, nawet jeśli wszystkie będą miały
gromadę dzieci…
Mit 3. Feminizm
jest nie do pogodzenia z osobistym szczęściem
Tylko kobiety nie-feministki mogą być szczęśliwe.
Feministki ciągle szukają dziury w całym, kwestionują ustalony porządek i
ogólnie są niezadowolone z tego, co mają (a mają tak dobrze!), w związku z tym
nie mogą być szczęśliwe. Cała reszta ludzkości jest szczęśliwa, bo nie
kwestionuje porządku społecznego (?!).
Mit 4. Feminizmu
nie da się pogodzić z małżeństwem i dziećmi
Niektórzy (którzy?) nadal myślą, że feministki nie chcą
kochać i być kochane. Że najchętniej całe dnie biegałyby z jednej manify na
drugą, zostawiając nudne codzienne życie komuś innemu (komu?). Że nie chcą mieć
dzieci, bo jedyne obowiązki, na których im zależy, to obowiązek robienia
kariery (!). Bzdury! Ale jak facetowi powiesz, że zależy mu wyłącznie na
karierze i nie pali się do małżeństwa, to żaden problem. Jeśli kobieta ma inny pomysł
na sobie, to feministka, egoistka i karierowiczka…
Mit 5. Feminizm
zaprzecza zdrowemu rozsądkowi
Niektórzy twierdzą, że feministki odrzucają rodzinę,
która jak dowiedziono (gdzie?), jest najlepszym sposobem wspólnego życia kobiet
i mężczyzn (wyłącznie w tej konfiguracji, oczywiście!). Rozsądnie więc jest
mieć rodzinę. Nierozsądnie jej nie mieć. Od kogo zależy to „manie” rodziny? Czy
wyłącznie od kobiety? Sama sobie jej nie założy, choćby chciała (a znam,
dziewczynki, wiele kobiet, które by chciały…). Feminizm nie ma tu nic do
rzeczy. Feministki, czyli kobiety, które chciałyby nie czuć się gorszą częścią
społeczeństwa (gorszą połową, bo kobiety nie są przecież w mniejszości, choć
bezustannie mam takie wrażenie), wychodzą tylko z założenia, że każdy ma prawo
pokierować swoim życiem, tak jak chce. Może chcieć mieć rodzinę, a może sobie
żyć w pojedynkę…
Tyle teoria, teraz możemy realizować nasz projekt samopomocy
kobiecej, będziemy niszczyć naszych wrogów, obojętnie czy to będą mężczyźni,
czy kobiety.
A.

 
Stajemy wobec struktury społecznej na zewnątrz, jesteśmy enklawą świadomej kobiecości.
OdpowiedzUsuń