Największym wrogiem kobiety jest druga kobieta. Każda z nas
ma wrogów. Nie jesteśmy naiwne i nie będziemy tu sobie opowiadać bajeczek, że
to wyłącznie mężczyźni. Kobiety są też wrogami. Otóż każda z nas może się
pozbyć swoich wrogów przy pomocy koleżanek. Bo solidarność, czyli wspieranie
się nawzajem, wśród kobiet nie isnieje! Nie ma mowy o postawie: popieram twoje
prawo do głoszenia własnych przekonań (o ile nie zagrażają one wolności innych
osób), chociaż nie podrodze mi z tym, co proponujesz. Przecież to jest takie
samo prawo, jakiego i ja się domagam! My, kobiety, nie czujemy niestety
wspólnoty interesów, nie jesteśmy odpowiedzialne za siebie nawzajem…
Kobiety w wyścigu po władzę mają podwójnie ciężko.
Niedawno usłyszałam od kobiety, która uważa się za światłą feministkę, że jak
patrzy na wygłupy niektórych kandydatek na wysokie stanowiska i na kobiety
pchające się (!) do władzy, to zastanawia się, czy bierne prawo wyborcze dla
kobiet to nie był błąd (!).
A zatem, jeśli błaznuje mężczyzna ubiegający się o
stanowisko, mówimy, że robi pośmiewisko z SIEBIE, SIEBIE kompromituje, SAM ZA
SIEBIE odpowiada. Tymczasem, kiedy w podobnej sytuacji nie podoba nam się zachowanie
kobiety, to mówimy, że przynosi ona wstyd WSZYSTKIM KOBIETOM! Kompromituje
swoją płeć (!). Obarczamy ją odpowiedzialnością za nas wszystkie. Bliższym
życia przykładem będzie reagowanie na błędy czy nieporadność za kółkiem: jak
facet zajedzie nam drogę, krzyczymy, że debil albo cham, ale jeśli za kierownicą
siedzi kobieta, większość z nas (bez względu na płeć) wścieknie się, że
oczywiście baba jedzie…
Powiedzieć wam, dlaczego tak jest? Nie jesteśmy
solidarne, bo:
- po pierwsze – nie doceniamy siły wspólnego działania;
- po drugie – nie mamy historii wspólnego działania – uczymy się o zbiorowym wysiłku mężczyzn i jednostkowych, spektakularnych czynach kobiet (Joanna d’Arc, Katarzyna II, Skłodowska), nie mamy więc na czym budować wspólnej siły;
- po trzecie – kiedy już wejdziemy do świata facetów, nie chcemy rezygnować z przywilejów, którą daje ta pozycja, nie chcemy same się z wykreślać z tego świata;
- po czwarte – mamy różne potrzeby, choć w niektórych dziedzinach identyczne cele (np. równe emerytury czy identyczne płace za tę samą pracę), ale właśnie nie potrafimy znaleźć jednej rzeczy wspólnej, wokół której będziemy mogły razem coś stworzyć;
- i po piąte – same sobie nie pozwalamy „wybić się na niepodległość”, bo po latach tresury i indoktrynacji wierzymy, że „z natury” nie należy nam się równe traktowanie.
Dziewczyny, nie dajmy się rozdzielić i skłócić!
Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz