Dziewczynki,
z przerażeniem zauważyłam, że płynnie przeszłyśmy od ćwiczeń z socjotechniki i od teoretycznych rozważań na temat roli
ofiary (kozy ofiarnej) do zajęć
praktycznych. Zupełnie otwarcie planujecie zamordowanie człowieka. I to nie
jest żaden symbol czy inna metafora. Mamy kryzys i widzę, że chcecie go
rozwiązać za pomocą mordu! Roicie.
Maniakalnie roicie.
W dawnych społecznościach plemiennych złożenie ofiary ze
zwierzęcia miało na celu przebłaganie bogów. To był jakiś sposób na poradzenie
sobie z problemami (epidemią czy kataklizmem), próbą zadośćuczynienia bóstwu. Z
czasem jednak mechanizm kozła ofiarnego przełożył się na wszystkie kryzysowe sytuacje,
w których nie radzimy sobie z emocjami (lękiem, złością, frustracją), i to
zarówno na poziomie jednostkowym, jak i zbiorowym (której z nas nie zdarzyło
się na przykład przenieść na domowników frustracji z pracy). Taki kozioł
ofiarny pomaga uciec przed odpowiedzialnością – zrzucamy winę na kogoś słabego,
nieumiejącego czy niemogącego się bronić. I pozamiatane.
Coś wam to przypomina, kochane? Może niegdysiejsze
polowanie na czarownice? Kiedy nie było ważne, czy kobieta była winna, czy
niewinna, wystarczyło, że została oskarżona. Bezpodstawnie oskarżona o zdradę,
knowania, zmowę, działanie na zlecenie itd. Świnie we wsi zachorowały? Pewnie
jakaś czarownica dodała im diabła do paszy. Złapmy ją i ukażmy przykładnie…
Ale, dziewczynki, są
to jednak odrażające praktyki. I nawet jeśli rozpatrujemy to wszystko
na razie wyłącznie teoretycznie, w
sferze ukrytych pragnień czy myślenia
magicznego, to przecież nie możemy udawać, że nie widzimy związku pomiędzy morderstwem
czy zabójstwem a wyeliminowaniem, o którym mówicie. Zastanówmy się nad używaniem
języka do fałszowania rzeczywistości. „Pozbycie
się kozy” – co to za nowomowa? Co się pod tym kryje? „Zabicie” czy
„zamordowanie” sugeruje naganność czynu (i faktycznie za czyn ten grożą
paragrafy), a wy tymczasem opowiadacie tu sobie o „pozbyciu się kozy”. Przecież
to będzie semantyczne kłamstwo. Zwyczajna
manipulacja językowa. Jakiś kryptonim, pod którym kryje się zwyczajne pospolite
morderstwo…
I do tego wmawiacie sobie, że to tylko słowa. Że od słów
jeszcze daleko do czynów… Chyba zapominacie, że język ma moc sprawczą, to jedna
z jego podstawowych funkcji. Każda nasza przysięga ma moc stanowienia
rzeczywistości: pobierając się, wypowiadamy sakramentalne „tak” i te słowa –
wypowiedziane w obliczu majestatu i świadków – są tu kluczowe, to one
sprawiają, że małżeństwo uważa się za zawarte. Nieustannie obiecujemy sobie
rozmaite rzeczy, umawiamy się na coś, przepraszamy, wybaczamy sobie. To
wszystko dzieje się na poziomie języka, ale przecie konsekwencje ma w
prawdziwym życiu!
J.
Za każdym pomysłem ktoś stoi, za każdym działaniem. Powiedz nam, była szefowo, kto ci kazał założyć ten klub?
OdpowiedzUsuń