poniedziałek, 15 czerwca 2015

MILCZENIE KOBIET



Dziewczynki,
spotkałyśmy się tu po to, żeby założyć coś w rodzaju babskiego klubu. Marzyła mi się organizacja, dzięki której nasz głos – głos kobiet – zwielokrotniony i wzmocniony w grupie, będzie nareszcie słyszalny. Ponieważ w masie siła, pomyślałam, że to dobra droga dla nas, kobiet.

Wiecie, jaka jest najważniejsza różnica pomiędzy kobietami i mężczyznami? Wcale nie biologiczna odmienność, mniejsze czy większe mózgi albo inny zestaw hormonów. Kobiety i mężczyźni różnią się przede wszystkim siłą własnych głosów i sposobem patrzenia na siebie na wzajem (ale też na siebie samych). I wcale nie mam na myśli brzmienia głosu czy spostrzegawczości. Chodzi mi o to, że kobiety w odróżnieniu od mężczyzn rzadko zabierają głos na swój temat i rzadko mają odwagę patrzeć na świat po swojemu. Nie mam racji?

Przykłady? Proszę bardzo: w 99,15% przypadkach sprawcą gwałtu jest mężczyzna, ale u nas winą za molestowanie seksualne lub gwałt obarcza się kobietę! Bo była zbyt wyzywająco ubrana albo zachowywała się prowokująco? Jej wina, bo jest kobietą! Sama się prosiła? I statystyki są nieubłagane: 90% procent sprawców pozostaje bezkarnych, a kara za gwałt czy inną przemoc na tle seksualnym najczęściej zostaje zawieszona… Nie protestujemy, nie słyszę powszechnego oburzenia kobiet na ten stan rzeczy, nie wychodzimy z tego powodu na ulice. Zgadzamy się z takim widzeniem?

Inny przykład milczenia kobiet to znikoma obecność ekspertek w publicystyce. Zauważyłyście, że w każdej sprawie – zdrowie, ekonomia, polityka, wybory, ciąża, in vitro, aborcja, przemoc w rodzinie, związki partnerskie – zawsze najwięcej do powiedzenia mają mężczyźni? Nas się nie zaprasza, nie udziela nam się głosu, bo jesteśmy głupsze? Kłótliwe? Mamy za wysoki tembr głosu, który w radiu źle brzmi? Czy co?

A brak kobiet na fotelach redaktorów naczelnych w mediach (ciekawostka: wszystkimi wydawanymi w Polsce pismami o teatrze kierują mężczyźni!) żadnej z was nie oburza i nie dziwi? Czy to naprawę jest stan NATURALNY! Panuje przekonanie, że kobiety są przez naturę wyposażone w cechy, które uniemożliwiają im udział w życiu publicznym. Ich naczelnym powołaniem jest bycie matką, wszelkie odstępstwa od tego przyrodzonego porządku są traktowane jak zakłócenie równowagi w przyrodzie. Podporządkowanie kobiety i jej status obywatela drugiej kategorii – bez głosu – sprowadzenie do funkcji biologicznych (związanych z rozmnażaniem się) wydaje się większości „naturalny”. Wiele z nas patrzy na siebie właśnie w ten sposób – jak na przedmiot pożądania, rozmnażania, karmienia i służenia… Same umieszczamy się w więzach opresyjnych stereotypów.

Wróćmy jednak do teatru. Idzie nowe. I bardzo dobrze, bo do tej pory było słabo. Zanim was tu zaprosiłam, zajrzałam do rozmaitych antologii i spisów lektur, żeby zobaczyć, jaką reprezentację wśród ludzi zajmujących się pisaniem, w tym szczególnie pisaniem dramatów, zajmują kobiety. Niestety – milczymy. W eleganckim dwutomowym wydaniu polskich dramatów współczesnych wśród czterdziestu autorów znalazły się tylko dwie dramatopisarki. A przecież ponad połowa ludzkości to kobiety! Czemu ta połowa nie zabiera głosu we własnych sprawach?

Dziewczynki, nadchodzi nowa epoka. Od dziś – nic o nas bez nas! Dobrze powiedziała Irenka: O dyrektorze ty zły, co wrednie skąpisz mi ról, czekać cię będzie sznur, śmiertelny poznasz ból. Za dróbka powieszą cię, na scenie w blasku świec, gdy spektakl skończy się, z jedną z mych wielkich ról, którą zgotował mi, dramaturg Iredyński... Będę musiała poprosić reżysera, żeby zmienił nazwisko autora na Iredyńska, da tym samym dowód, że rozumie nową epokę...

J.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz