Dziewczynki,
spotkałyśmy
się tu po to, żeby założyć coś w rodzaju babskiego klubu. Marzyła mi
się organizacja, dzięki której nasz głos – głos kobiet – zwielokrotniony i
wzmocniony w grupie, będzie nareszcie słyszalny. Ponieważ w masie siła,
pomyślałam, że to dobra droga dla nas, kobiet.
Wiecie, jaka jest najważniejsza różnica pomiędzy
kobietami i mężczyznami? Wcale nie biologiczna odmienność, mniejsze czy większe
mózgi albo inny zestaw hormonów. Kobiety i mężczyźni różnią się przede wszystkim
siłą własnych głosów i sposobem patrzenia na siebie na wzajem (ale też na
siebie samych). I wcale nie mam na myśli brzmienia głosu czy spostrzegawczości.
Chodzi mi o to, że kobiety w odróżnieniu od mężczyzn rzadko zabierają głos na
swój temat i rzadko mają odwagę patrzeć na świat po swojemu. Nie mam racji?
Przykłady? Proszę bardzo: w 99,15% przypadkach sprawcą
gwałtu jest mężczyzna, ale u nas winą za molestowanie seksualne lub gwałt obarcza
się kobietę! Bo była zbyt wyzywająco ubrana albo zachowywała się prowokująco? Jej
wina, bo jest kobietą! Sama się prosiła? I statystyki są nieubłagane: 90%
procent sprawców pozostaje bezkarnych, a kara za gwałt czy inną przemoc na tle
seksualnym najczęściej zostaje zawieszona… Nie protestujemy, nie słyszę
powszechnego oburzenia kobiet na ten stan rzeczy, nie wychodzimy z tego powodu
na ulice. Zgadzamy się z takim widzeniem?
Inny przykład milczenia kobiet to znikoma obecność
ekspertek w publicystyce. Zauważyłyście, że w każdej sprawie – zdrowie,
ekonomia, polityka, wybory, ciąża, in vitro, aborcja, przemoc w rodzinie,
związki partnerskie – zawsze najwięcej do powiedzenia mają mężczyźni? Nas się
nie zaprasza, nie udziela nam się głosu, bo jesteśmy głupsze? Kłótliwe? Mamy za
wysoki tembr głosu, który w radiu źle brzmi? Czy co?
A brak kobiet na fotelach redaktorów naczelnych w mediach
(ciekawostka: wszystkimi wydawanymi w Polsce pismami o teatrze kierują
mężczyźni!) żadnej z was nie oburza i nie dziwi? Czy to naprawę jest stan
NATURALNY! Panuje przekonanie, że kobiety są przez naturę wyposażone w cechy,
które uniemożliwiają im udział w życiu publicznym. Ich naczelnym powołaniem
jest bycie matką, wszelkie odstępstwa od tego przyrodzonego porządku są
traktowane jak zakłócenie równowagi w przyrodzie. Podporządkowanie kobiety i
jej status obywatela drugiej kategorii – bez głosu – sprowadzenie do funkcji
biologicznych (związanych z rozmnażaniem się) wydaje się większości
„naturalny”. Wiele z nas patrzy na siebie właśnie w ten sposób – jak na
przedmiot pożądania, rozmnażania, karmienia i służenia… Same umieszczamy się w
więzach opresyjnych stereotypów.
Wróćmy jednak do teatru. Idzie nowe. I bardzo dobrze, bo
do tej pory było słabo. Zanim was tu zaprosiłam, zajrzałam do rozmaitych
antologii i spisów lektur, żeby zobaczyć, jaką reprezentację wśród ludzi
zajmujących się pisaniem, w tym szczególnie pisaniem dramatów, zajmują kobiety.
Niestety – milczymy. W eleganckim dwutomowym wydaniu polskich dramatów
współczesnych wśród czterdziestu autorów znalazły się tylko dwie dramatopisarki.
A przecież ponad połowa ludzkości to kobiety! Czemu ta połowa nie zabiera głosu
we własnych sprawach?
Dziewczynki, nadchodzi nowa epoka. Od dziś – nic o nas
bez nas! Dobrze powiedziała Irenka: O dyrektorze ty zły, co wrednie skąpisz mi
ról, czekać cię będzie sznur, śmiertelny poznasz ból. Za dróbka powieszą cię,
na scenie w blasku świec, gdy spektakl skończy się, z jedną z mych wielkich
ról, którą zgotował mi, dramaturg Iredyński... Będę musiała poprosić reżysera, żeby zmienił nazwisko autora na
Iredyńska, da tym samym dowód, że rozumie nową epokę...
J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz